wtorek, 24 października 2017

Kacze pióro niesione wiatrem - Rozdział 3

Albus z ociąganiem odpieczętował kopertę i długo wahał się, czy od razu nie schować wiadomości na dnie kufra. Ostatecznie postanowił podjąć wyzwanie.

Kochany Albusie,

Już miałam wysyłać wyjca, to doprawdy oburzające, że nie odzywasz się do rodziców. Razem z tatą usychamy z tęsknoty (twój ojciec nawet więcej usycha niż pracuje, dobrze powinieneś wiedzieć, co to oznacza!).

Dzięki specjalnej informatorce, którą jest jednocześnie moją córką, dowiedziałam się, że twój brak czasu wynika z zaangażowania, którym obdarzyłeś wystawianą w szkole sztuce. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę cię na scenie! Zawsze chciałam, by jedno z moich dzieci zostało artystą.

Lily wspomniała również, że coraz więcej czasu spędzasz z synem Draco Malfoya. Chciałabym ci wobec tego napisać, żebyś nie przejmował się niechęcią twojego głupiego wujka i przyjaźnił się z tymi, których cenisz i lubisz. Twoja siostra wspomniała również, że masz z jakiegoś powodu konflikt z tatą, ale ten nie miał pojęcia, o czym mówię. Potraktował jednak sprawę poważnie i postanowił przy najbliższej okazji udać się do Hogwartu i z tobą porozmawiać. Jestem pewna, że szybko rozwiążecie te problemy!

Napisz mi koniecznie, jak przygotowania do sumów

Twoja zawsze kochająca

Mama

Albus przełknął głośno ślinę.

Było źle. Może nie tak tragicznie, jak oczekiwał, ale wciąż źle. Obawiał się jednak, że po przeczytaniu wiadomości wujka, sytuacja przedstawi się jeszcze gorzej.

Mój siostrzeńcu, synu najlepszego przyjaciela, nosicielu woli Weasley i dobrego imienia naszej rodziny Albusie,

Mam nadzieję, że u ciebie wszystko gra, ponieważ ostatnio doszły mnie słuchy, że w twoim życiu nie układa się najlepiej. Jednak pamiętaj – jakiekolwiek przeciwności losu nie spoczną na twej drodze, pokonuj je jak twój ojciec: dzięki pomocy najlepszych przyjaciół z Gryffindoru.

Zapewne zastanawiasz się, w jakim celu wysyłam tę wiadomość, ale musisz wiedzieć, że twe dobro zawsze leży mi na sercu, wobec czego – NIE PRZYJAŹŃ SIĘ Z ŻADNYM MALFOYEM.

Ta rodzina nie ma szacunku do nikogo, a już na pewno nie do twego dziadka, ojca, matki i ciebie na pewno również nie. Nie ulegaj mylnemu wrażeniu. Draco Malfoy również oferował twemu staruszkowi swoją śmierdzącą łapę, później robił dokładnie to, co każdy w jego rodzinie – płakał nad zlewem Jęczącej Marty.

Pozdrowienia od cioci Hermiony

Wujek Ron

Albus nie wiedział, czy powinien odpowiedzieć, ostatecznie odłożył to na później. Musiał jeszcze zdążyć napisać wypracowanie z eliksirów.

Ponad to wieczorem czekała go jeszcze jedna próba, tym razem z dorosłymi aktorami.
Normalnie nie mógł się doczekać…

Ćwiczenia do przedstawienia miały miejsce w pustej sali lekcyjnej, która z racji powagi przedsięwzięcia została znacznie poszerzona. Po jednej strony uczniowie siódmej klasy przygotowywali dekoracje, świetnie się przy tym bawiąc, a po drugiej aktorzy powtarzali swoje kwestie lub, jak Wall, milczeli z zaangażowaniem.

Tego dnia jednak coś uległo zmianie i naprawdę nie trudno wpaść na przyczynę tego wrażenia, więc uznawszy, że wiadomo, o co chodzi, Albus przeszedł do myślenia o piątce ludzi, która stała tuż przy oknie.
Najbardziej widoczna z nich wszystkich była uśmiechnięta, czarnoskóra kobieta, która najprawdopodobniej miała zagrać Hermionę Weasley. Pozostałych aktorów Albus za nic w świecie nie mógł dopasować do ról.
Mężczyzna o ciemnych włosach, odziany w świetnie dopasowany garnitur, podszedł do niego żwawym krokiem i zanim Potter zdążył się zorientować, już uścisnął jego dłoń.

– Więc ty jesteś Albus – zawołał z radością. – To prawdziwy zaszczyt cię poznać. Jestem dumny, że mogę mieć takiego syna.

Chłopak otworzył usta w zdumieniu, bo rzadko widywał ludzi aż tak niepodobnych do jego ojca. Zatkało go na tyle, że nie był w stanie nic odpowiedzieć.

– Chociaż oczywiście nie układa nam się najlepiej – dodał z żalem. Albus był skłonny przyznać mu rację: nie układało im się najlepiej, a w zasadzie to też nie układało im się najgorzej. Jakby nie patrzeć nic im się nie układało w żaden sposób, bo nawet się nie znali. – A jak mój strój? Czy pasuje do szefa biura aurorów?

Nie wiedział, co odpowiedzieć. Być może ten kostium oddawał prestiż pozycji, którą zajmował Harry Potter, ale w podobnym garniturze Albus swojego ojca widział aż ani razu. Przecież to był facet, który nosił te same okulary od jedenastego roku życia, a ubrania zakładał te, które ktoś wkładał do jego szafy (ktoś, czyli jego żona). Prędzej by zaczął tańczyć nago na plaży w rytm piosenki „kociołek pełen miłości" niż spędził więcej niż piętnaście minut w sklepie odzieżowym.

– Jest okej – powiedział, bo przydługie milczenie nie było żadną opcją, a i tak nie potrafił wytłumaczyć przyczyn niechęci. Kątem oka dostrzegł, jak siedzący niedaleko czarodziej wypija zawartość piersiówki, którą trzymał w dłoni, a w pomieszczeniu zacuchnęło tanim alkoholem.

– To się źle skończy – powiedział Albus do Walla, kiedy udało mu się uciec od towarzystwa starszego aktora.

– Szszszszszszsz - odpowiedział mu przyjaciel, machając dziko rękoma.



Minął miesiąc od czasu, kiedy Albus pierwszy raz przeczytał scenariusz sztuki i, musiał przyznać, coraz lepiej szło mu recytowanie kiepskich wersów. Dorośli aktorzy znacznie podnieśli poziom sztuki i wyjątkowe beznadziejne kwestie wyglądały już tylko dennie. Al naprawdę podziwiał ich zaangażowanie i determinację, bo on sam przy takim poziomie głupot ledwo był w stanie zachować powagę. Najbardziej podobał mu się ojciec Scorpiusa, najmniej jego matka, którą z kompletnie niezrozumiałego dla niego powodu odziano w sweter, podobny do tego, który Ginny Potter zakładała tylko w Norze i tylko w trakcie świąt Bożego Narodzenia. Albus doszedł do wniosku, że może coś im się wszystkim pomyliło, bo to jego ojca powinni wsadzić w takie ubranie, a mamę wystroić w najlepszy kostium.

To jednak i tak nie miało znaczenia, bo w następnym tygodniu mieli zrobić oficjalne zdjęcia promocyjne, a wtedy do dnia jego totalnego upokorzenia pozostanie już tylko kilkanaście dni.

– Cóż to za szara rozpacz nas ogarnęła, skąd się tutaj ona wzięła – powiedział Scoprius, wskazując od niechcenia ręką na ciemnowłosą, śliczną dziewczynę z Ravenclaw. – Czy ty naprawdę jesteś kuzynką Cedrika? Dlaczego mój przyjaciel znika? Czy los mi figle płata, straszne jak Wrzeszcząca Chata?

– Szszszsz – Wall falował za plecami Malfoya.

– Ach ty durniu połamany! – zaśmiała się dziewczyna. – Na świecie zaszły zmiany! Bellatrx to starszego maga żona, a jam w Azkabanie została spłodzona!

Właśnie w tym momencie w pomieszczeniu pojawił się Harry Potter. Trudno określić ekspresję jego twarzy, więc niechaj każdy czytelnik sam ją sobie opisze. Na początku nikt nie zwrócił na niego uwagi, chociaż urodę to on miał zdecydowanie niepospolitą. Mężczyzna oparł dłoń o ścianę, mierząc spojrzeniem chaos panujący w sali. W końcu jednak posłał uśmiech chłopakowi, który z pewnością był jego synem i przy okazji głównym bohaterem tego kiepskiego opowiadania.

– Tato? – Albus wstał ze swojego miejsca i ruszył w stronę ojca.

– Niezły rozmach ma ta sztuka – powiedział do niego na przywitanie. – Czy to Wall? Kogo on gra?

– Co ty tutaj robisz? – spanikował Al, próbując wyciągnąć ojca z miejsca prób sztuki.

– Miałam sprawę do załatwienia w Hogsmeade to przy okazji odwiedziłem Hagrda, Neville'a i… was – powiedział, naciskając na ostatnie słowo.

– Czy to śmierć mnie nachodzi? Kto tej wiedźmie przeszkodzi? – mówił Scorpius, wkładając w to tyle emocji, ile miesiąc temu.

– No aktorem to on nie zostanie – powiedział rzeczowo Harry. – Ale to dobrze, jego ojciec musiałby go wydziedziczyć.

– Przerwa! – zawołał profesor, kiedy Wall przez przypadek uderzył w twarz Malfoya, przez co ten wyciągnął różdżkę i sprawił, że chłopak przeleciał przez pół sali, lądując na powtarzającej kwestię na-pewno-nie-Rose. Rozbawiona Krukonka zeszła ze sceny i ruszyła w stronę wyjścia.

– Ona kogo gra? – udawał zainteresowanie ojciec (wciąż udawał lepiej niż Scorpis samego siebie).

– Jestem córką Sam-Wiesz-Kogo – odpowiedziała wyzywająco dziewczyna, a Harry się opluł. – Bellatrx to starszego maga żona, a jam w Azkabanie została spłodzona! – powtórzyła swoją kwestię dziewczyna, co zmieniło tyle, że szczęka ojca Albusa wylądowała na podłodze.

– Ale on nie miał dzieci – powiedział poważnie, nie wiedząc, że tłumaczenie tego nie ma żadnego sensu w obliczu szlachetnej sztuki profesora Szinwa. – Planował nieśmiertelność, więc nie potrzebował następcy. Taki stałby się tylko dla niego przeszkodą, gdyby osiągnął podobną siłę.

– Nie pasuje pan tutaj – rzuciła dziewczyna. – Zbyt wiele w panu zdrowego rozsądku. Idę, bo jak się od pana zarażę, to stracę moc do roli, która Wu z transmutacji zdobyć mi pozwoli!

Po tych słowach dziewczyna odfrunęła, pozostawiając Harry'ego i Albusa w stanie konsternacji.

– Co tu się, na gacie merlina, dzieje?



W dzień przedstawienie Albus wypił eliksir uspokajający, który podała mu Rose.

– Pamiętaj, żebyś nie szukał na widowni ojca – przypomniała mu, klepiąc go w policzek. – Ani nikogo ze swojej rodziny. Najlepiej nie szukaj tam nikogo. Jak poczujesz, że zaczynasz robić w gacie, to spójrz na Walla.

– Po co?

– Ten chłopak to taki absurd, że poczujesz się jak we śnie – powiedziała uspokajająco. - Wtedy nic nie wyda ci się dość głupie.

Kiwnął głową ze zrozumieniem i ruszył za kulisy.

Przedstawienie miało odbyć się w Wielkiej Sali, przy obecności części uczniów i zaproszonych gości. James do nich nie należał, ale obiecał mu, że jakoś się wkręci. Czy to dobrze czy źle Albus już sam nie wiedział. Najchętniej nie opuściłby łóżka, ale i tak nie poprawiłoby mu to humoru, więc skierował się do miejsca przeznaczenia.

– Moi kochani artyści – przemówił profesor, kiedy wszyscy stanęli w ciasnym pomieszczeniu. Albus zobaczył kątem oka Walla, którego skóra w całości pokryta została korą, a do rąk przyczepiono małe listki. On sam, na całe oj-chyba-nie-szczęście, grał siebie, więc nie musiał zmagać się z ciężką charakteryzacją. – Dziękuję wam za serce i duszę, którą włożyliście w przygotowanie tego arcydzieła! Wasze starania zostaną docenione! Jednak przede wszystkim muszę podziękować pewnej osobie, której wybitny talent sprawił, że ta sztuka w ogóle mogła mieć miejsce. Której urok osobisty pomagał wam na ścieżce do sukcesu twórczego. Ta osoba to ja, oczywiście. Dziękuję. – Rozległo się kilka pojedynczych oklasków. – A teraz do pracy!

Moment, w którym Albus wyszedł na scenę, przypominał mu dzień, w którym kroczył przez Wielką Salę ku Tiarze Przydziału. Czuł skurcze w żołądku, ale pilnował postawy, żeby nie wyjść na tchórza. Podobnie jak w pierwszej klasie usiadł na drewnianym krześle, ale dla odmiany założył piękną tiarę, za nic nie przypominającą zużytego kapelusza, który zdecydował o jego przynależności kilka lat temu.

– Slytherin! – zawołał głos ukryty za kulisami.

– O NIEEE! – krzyknął Harry Potter… ten fałszywy. – Jak zniesie to serce i dusza, tak mnie to porusza!

– Cóż zaistniało mój kochany? Czy na świecie jakieś zmiany? – zza sceny wyskoczyła Ginny, w swoim wełnianym swetrze.

– To syn nasz w Slytherinie żyje, nawet się z tym nie kryje!

– Oj nie, oj nie! – śpiewała rudowłosa kobieta.

– Piętnować teraz go musimy, na Ślizgona w tym domu nie pozwolimy!

To był moment, w którym Albus powinien wybuchnąć płaczem, ale zamiast tego stał jak sparaliżowany. Zobaczył, jak profesor siłą wypycha Scorpiusa na scenę, jak jego fałszywi rodzice rzucają się sobie w ramiona, a ciemnoskóra Rose krzyczy coś w jego stronę.

Wtedy odwrócił się i zszedł ze sceny.

– Szszszszsz – zaszeleścił dramatycznie Wall.

– Wiesz, Al – powiedział jego ojciec, kiedy siedzieli w piątkę w pubie Pod Trzema Miotłami. – Gdybyś trafił do Slytherinu, nikt nie miałby ci za złe.

– A gdybym cofnął się w czasie, żeby uratować Cedrika Diggory, pozbawiając cię w ten sposób sławy i w ogóle…?

Albus nawet nie chciał wyjaśniać, na czym dokładnie polegała fabuła w sztuce. Był znużony, a jedyne, na co miał ochotę, to towarzystwo jego rodziny.

Przedstawienie po wyjściu Albusa trwało w najlepsze, chociaż teoretycznie zabrakło w nim głównego aktora. Cały bezsens akcji nadrobiły przygotowane dekoracje, magiczne efekty i pełne grozy powiewanie na wietrze Walla. Kolega przekazał mu również, że Scorpius w połowie zdania zmienił kwestię i powiedział, że Pottera nie znosi, ale najbardziej to go wkurza pewien antypoeta z kompleksem artystycznym. Profesor Wisza nigdy się nie domyślił, że Ślizgon mówił o nim.

W gruncie rzeczy mógł nawet polubić tego Malfoya.

– Gdybyś zaczął mieszać z czasem, narażając bezpieczeństwo ludzi wokół siebie? – rzuciła matka, popijając kremowe piwo, a Lily zachichotała. – Dostałbyś szlaban.

– Ale nie zrobiłbyś tego – dodał ojciec.

– Nie ograniczaj tak go, tato – wtrącił ze śmiechem James. – W końcu nigdy nie wiesz, czy na tym świecie nie żyje gdzieś córka Sam-Wiesz-Kogo.

– Skąd wiesz, że bym tego nie zrobił? – zapytał Al, ignorując uwagę brata.

– Albusie Severusie – powiedział poważnie Harry Potter. – Zostałeś nazwany po dwóch dyrektorach Hogwartu, jeden z nich był Ślizgonem, drugi Gryfonem, ale żaden z nich nie był idiotą.

Albus uśmiechnął się. To miało sens.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz